Na początek trochę informacji o pająku. Tygrzyk
paskowany (Argiope bruennichi) jest gatunkiem pająka, występującym niemalże na
terenach całej Polski. Przybył do nas ok. połowy XIX w. Początkowo gatunek ten
występował na terenach wokół Morza Śródziemnego. Przybył do nas zapewne, dzięki
sile wiatru, która porywając małe pajączki, przeniosła je wraz z sieciami wiele
kilometrów w głąb kontynentu europejskiego. Po latach takiej wędrówki dotarł w
końcu do naszego kraju. Z początku był rzadko spotykany i został objęty ochroną
gatunkową. Bano się, iż może on być okazem często zbieranym przez kolekcjonerów z powodu jaskrawożółtego ubarwienia. Warunki, które panują w
naszym kraju szybko sprawiły, że już w XXI wieku gatunek się rozprzestrzenił i został usunięty z listy gatunków zagrożonych. Dziś możemy go spotkać niemalże na każdej łące.
Charakterystycznym śladem jego bytności jest pajęczyna ze specjalnym
szlaczkiem, wzmacniającym konstrukcję. Pająk żywi się różnego rodzaju owadami,
a jego rozmiary, sięgające nawet 2,5
cm samego tułowia (!) sprawiają, iż spokojnie może łapać
w swoje sieci nawet koniki polne, które są ponoć jego przysmakiem.
Moja kilkudniowa przygoda z pająkiem rozpoczęła się
od zauważenia tegoż osobnika na pajęczynie przy ścianie mojego miejsca pracy.
Zaskoczony szybko pobiegłem po aparat (od pewnego wschodu słońca nie rozstaję
się z tym sprzętem…) i uwieczniłem mojego nowego kolegę.

Następnego dnia Tygrzyk zniknął. Pomyślałem, że
zapewne nie znalazł sobie zbyt dużo pokarmu, lub zjadł go jakiś ptak. Wszystko
jednak zmieniło się dwa dni później, ponieważ (zapewne) ten sam osobnik
znajdował się na drugiej ścianie budynku. Nie czekając zbyt szybko postanowiłem
ubić jedną muchę i rzucić ją swojemu paskowanemu koledze. Chyba mu się to
bardzo spodobało.
Kolejnego dnia Tygrzyk o mało by nie znalazł się na mojej
ręce (a jeśli chce to potrafi silnie ugryźć). Jakież było moje zaskoczenie, gdy
zauważyłem, że znalazł sobie lokum zaraz przy wejściu do mojego miejsca pracy.
Szkoda było mi niszczyć jego sieci, lecz musiałem go przetransportować z
powrotem w trawę.
Następnego dnia oniemiałem. Tygrzyk wrócił w to samo miejsce. Mało tego!
Postanowił on uwić sobie kokon, który przygotowywał, gdy znalazłem się na
miejscu. Ehhh musiałem zniszczyć jego ciężką pracę. Szefostwo z pewnością nie
byłoby zadowolone, gdyby po moim miejscu pracy hulało kilkadziesiąt małych
Tygrzyków… Pająk zaciekle bronił stworzonego kokonu. Mimo to odpuścił sobie
walkę, gdy zrozumiał, że jej nie wygra i postanowił się zwinąć w obronną
postawę. Wszystko jednak dobrze się skończyło. Zapakowałem Tygrzyka do pudełka
i wyniosłem daleko w gęstą trawę. Z pewnością znajdzie tam sobie świetne nowe
lokum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz