Dziś zapowiadany post. 3:00 start z Tuchowa. Spotkanie z drugim histerykiem historykiem Mateuszem Reczkiem z Lichwina. Naszym celem lodospady w Rudawce Rymanowskiej. Miały być zdjęcia nocne ale mgła taka, że dojazd z Tuchowa do Jodłowej trwa ponad godzinę. Mleko, że widać na max 1,5 m. W dodatku hamowanie to przed psem, to przed sarną. Jedziemy powoli i uważnie. Dopiero nieco lepiej jest od 28ki w Jaśle. Szybko na obwodnicę i jazda w kierunku Sanoka.
Na miejsce docieramy ok 6:00. Za pół godziny wschód słońca. No i enigmatyczna informacja podana na jednej z grup na fejsie. "Jeśli chcecie dojść pod lodospady, to kierujcie się za stajnie z krowami. Nie przeoczycie tego smrodu". Raczej nie wąchaliśmy, trochę zimno na otwarcie okna ale są i krowy. Teraz rekonesans. Gdzie ta dróżka. Jedziemy dalej. Trochę przeoczyliśmy, więc się wracamy. Na miejscu pewien Pan nas instruuje i mówi żeby uważać, bo Wisłok zdradziecka rzeka. Słuchamy rady. Bierzemy kijki trekingowe i wszystko porządnie mocujemy do siebie. Szukamy, więc dojścia. No jest! Tylko trochę śniegu spadło i ślady zanikły. Schodzimy piękną dróżką i... no właśnie...
Przez jakieś pół godziny byliśmy sami. Później dwójka mniej zaznajomionych z terenem chłopaków wyłania się zza krzaków po drugiej stronie Wisłoka. Obczaili sytuację czy przejdą przez rzekę i stwierdzili, że nie mają ochoty na kąpiel, więc zrobili jakieś foty i zawinęli się z powrotem.
No i teraz najlepsze. Mamy całą godzinę TYLKO DLA NAS. NIKOGO! Tylko 2 aparaty i lodospady. Magia...
P.S. Mateusz dostał prawie w łeb jednym ze spadających sopli. Info dla każdego. Są roztopy i podchodzenie obecnie pod same lodospady przestaje byś bezpieczne. Poza tym zapewne już po niedzieli nie będzie czego tam oglądać. To był ostatni gwizdek.
P.S. 2 dzięki chłopaki, że tam staliście. Z tego powodu udało się popełnić jedno z najlepszych zdjęć, jakie zrobiłem kiedykolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz